około 200 tys. osób, głównie szlachty, na kilkunastomilionową populację Królestwa Polskiego.


To zestawienie wielkości populacji i liczby powstańców powinno zawstydzać każdego, kto mówi, że był to zryw narodowy.
Walka frakcyjna warstwy uprzywilejowanej a nie narodowa.

Do walki przystąpiła część katolickiej szlachty- potomkowie biurokracji Rzeczpospolitej
i też w niedużym procencie.

Użyłem określenia biurokracja zamiast wojownicy lub oficerowie, gdyż już od ponad wieku (licząc
 od 1863 r) w walce o państwo Obojga Narodów wysługiwali się najchętniej najemnikami finansowanymi
z budżetu napełnianego przez chłopów i mieszczan.


Argument gloryfikujący akcję powstańczą, że dzięki niej przetrwał naród polski, 
należy skonfrontować z bardziej obiektywnym parametrem - tylko demografia pozwoliła zachować pierwiastek rodzimy w miarę istotny liczebnie.


"Być może w 1918 r. nie powstałaby Polska, a jeśli już, to znacznie mniejsza i słabsza, gdyby nie to, że w czasie zaborów przyrost naturalny wśród Polaków był niesamowity, mimo dość częstych, szczególnie w Galicji, potwornych klęsk naturalnych. I tak np. w 1913 r. przyrost naturalny we Francji wynosił 0,9 promila, Anglii - 10 promili, Niemiec - 13, ziem czeskich, węgierskich i słowackich od 8 do 11 promili. W przypadku Królestwa Polskiego przyrost sięgał 17,3 promili, Pomorza Gdańskiego i Wielkiego Księstwa Poznańskiego -ponad 18, a Galicji - 14,4.

Liczba ludności Królestwa Polskiego, Galicji i ziem zaboru pruskiego między 1820 a 1911 r. wzrosła z 10 mln do ponad 26 mln. W tym okresie Francuzów przybyło 9 mln (z 30,5 do 39,6 mln), Brytyjczyków z 14 do 40,8 mln, Włochów z 19 do 34,7 mln, Hiszpanów z 11,2 do 19,8 mln. Tylko Niemców przybywało szybciej: z 27 do 65 mln."

Katolicka szlachta przez wieki swojej władzy doprowadziła najliczniejsze rzesze społeczne
do katastrofy ekonomicznej i kulturalnej.


Ponad 90% mieszkańców Rzeczpospolitej stanowili słowiańscy rolnicy.
Przez wieku inżynieria społeczna stworzyła z nich chłopów pańszczyźnianych przywiązanych do ziemi.

Czy naprawdę trudno zerwać z kościółkowością, gdy historycy przekazują:


"Oszacowano, że w ostatnich latach istnienia Polski przedrozbiorowej typowy właściciel folwarku inkasował za sprzedaż jednego korca żyta przerobionego na wódkę prawie cztery razy więcej pieniędzy niż za zbycie tej samej ilości w postaci zboża.
W obliczu takich perspektyw wiele majątków szlacheckich niemal całą działalność skupiło na produkcji wódki. Chłopi mieli obowiązek kupować wskazane kontyngenty, poza tym zapłatę często otrzymywali w alkoholu, a we wsiach stawiano nawet po kilka karczem, by mieli do nich blisko i tym chętniej się odurzali.
Panowie nie liczyli się z jakimikolwiek konsekwencjami społecznymi. O dalekosiężnych skutkach alkoholizmu nie myśleli też księża, często ochoczo angażujący się w skłanianie wieśniaków do picia.
Aby umocnić zamiłowanie wieśniaków do wódki szlachcice starali się rozmyślnie wiązać picie ze świętami religijnymi. Spożyciu alkoholu przydawano ceremonialnego, nabożnego charakteru. O zwyczajach panujących chociażby na ziemiach ukrainnych w połowie XVII wieku szeroko pisał francuski inżynier Beauplan:

"Dorośli gospodarze w poniedziałek wielkanocny idą gromadą do dworu, czynią panu tysięczne pokłony i każdy daje mu kurczęta lub drób innego rodzaju. Pan odwdzięczając się każe wytoczyć beczkę wódki i postawić ją na podwórzu.Otaczają tę beczkę wieśniacy, pan bierze łyżkę potężną i napełniwszy ją pije do najstarszego z gminy, oddaje mu łyżkę, która krąży od jednego do drugiego, aż póki wódki wystarczy. Jeśli beczka wypróżni się przed zachodem słońca, ustaje uczta. Ci co na nogach trzymać się mogą, wracają do domu. Inni leżą na dziedzińcu dworskim, na drodze, aż litosna żona lub dzieci podejmą ich i zaniosą." "



Czytając o powstaniu styczniowym można natknąć się na krytykę praktycznie 
zerowego udziału chłopów w akcie przeciw imperium carskiemu.

Pominę światową politykę, która wystarczająco precyzyjnie została nakreślona 
w artykule https://wps.neon24.org/post/170581,o-powstaniu-styczniowym-1863r

Dlaczego niewolnikom zarzucają bierność dzisiejsi zwolennicy szlacheckiej Rzeczpospolitej?
Przecież zostali uwłaszczeni dzięki (podobno) powstańcom styczniowym.
Zwolennicy takiego myślenia jednak nie wspominają, że na ziemiach Rzeczpospolitej włączonych bezpośrednio do Imperium dokonano
tego już w 1861 roku.
Co przeszkadzało elicie katolickiej w Królestwie Polskim znieść niewolnictwo?
Car nie był przeszkodą.
Mogę spekulować, że katolicka magnateria i szlachta nie była tym zainteresowana 
z powodów ekonomicznej chciwości.
I dla jasności, uwłaszczenie chłopów w 1864 roku było wykupem niewolników za carskie rubelki
 z rąk właścicieli folwarków a nie darowaniem wolności i własności przez dwór-"ostoję kościelnej polskości"

Marzyciele odbudowy katolickiej Rzeczpospolitej mogą się porównać dwie daty;
-1 stycznia 1863 roku prezydent Lincoln wydał "Proklamację Emancypacji", w której zniósł niewolnictwo dla około 4 milionów murzynów w Ameryce.
- 2 marca 1864 roku polscy chłopi przestali faktycznie być niewolnikami w kraju i nie decyzją katolickiej elity szlacheckiej a ukazem zaborczego cara.


Rok za "murzynami"


Nie bez powodu przypominam o katolickości warstw uprzywilejowanych.

Nowożytni księża, zakonnicy, teologowie nie raz i nie dwa występowali przeciwko najbardziej nieludzkim formom wyzyskiwania polskich chłopów.
 Czytając ich komentarze łatwo odnieść wrażenie, że cały Kościół stał w opozycji do pańszczyzny
 i szlacheckiej samowoli. 
To wniosek błędny.

Ostre uwagi na temat niedoli chłopów padały z ust kapłanów częściej niż z ust świeckich panów herbowych. Także w tym gronie stanowiły one jednak margines.
 Obrona mieszkańców wsi nie była poza tym wcale tak postępowa i humanitarna, jak zwykle się sądzi.

Niemal żaden ksiądz z Rzeczpospolitej Obojga Narodów nie wzywał do faktycznego traktowania wieśniaków jak pełnoprawnych ludzi; do odgórnej, powszechnej reformy.
Prawdziwe oblicze Piotra Skargi

Za szczególnego krytyka kmiecej niedoli uchodzi chociażby XVI-wieczny kaznodzieja Piotr Skarga.

Chlipał on nad losem chłopów ciemiężonych, miażdżonych przez pańską zachłanność, krwawiących. Pisał o sadyzmie oraz „wielkich opresjach [poddanych], z których nikt ich wybawić i poratować nie może”. W efekcie w dziesiątkach polskich miast są ulice i szkoły imienia sławnego jezuity.

Ale Skarga – syn wiejskiego młynarza – był jednocześnie apologetą szlacheckiej wyższości i wyjątkowości. Pisał, że „między pospólstwem mało jest [ludzi] mądrych”. 
I podkreślał, że „musi być [utrzymana] nierówność w Rzeczpospolitej. 
Bo przecież hardość jest wielka i głupstwo, gdy się wszyscy równymi sobie czynią”.




Współczesny naród polski składa się głównie z potomków tej warstwy a nie szlachty lub magnaterii.


Patrzymy na historię przez soczewki kościelne, które bardzo wybiórczo przedstawiają fakty.
Wygodne dla siebie wyolbrzymiają, niepoprawne zamiatają pod dywan.


Dopóki świadomość tego stanu rzeczy nie będzie dostrzegalna 
u większej liczbie Polaków i Polek, dopóty będziemy kręcić się
 w chocholim tańcu, czyli działać bezsensowne.


Polscy chłopi przed księdzem. Rysunek XIX-wieczny.